Trzeba przyznać, że struktura kodów pocztowych w Rumunii została stworzona w bardzo przemyślany i praktyczny sposób. Wprawionemu rumuńskiemu kurierowi wystarczy rzut oka na ciąg sześciu cyfr, aby wiedzieć, dokąd podróżuje dana przesyłka. Rumuńskie kody pocztowe szczegółowo rozpracujemy w jednym z kolejnych wpisów, tymczasem zatrzymamy się przy pewnej niepozornej i mało szczęśliwej siódemce.

W rumuńskiej logistyce nic nie budzi takich emocji, jak cyfra “7” na trzecim miejscu w kodzie pocztowym (dla ścisłości, emocje nie dotyczą Bukaresztu, gdzie system kodowania wygląda nieco inaczej). Co ma jednak wspólnego siódemka z trasą i losem przesyłki do Rumunii?

Otóż kod xx7xxx z reguły oznacza jedno: jedziemy na wieś! Nie do byle małej mieściny, lecz na prawdziwą głęboką rumuńską prowincję.

Trzecia cyfra w kodzie pocztowym wskazuje na wielkość miejsca docelowego. I tak, cyfra “0” zarezerwowana jest dla stolic okręgów administracyjnych, cyfry od “1” do “4” informują, że mamy do czynienia z miastami zamieszkanymi przez co najmniej 50.000 osób, piątka wskazuje na mniejsze miejscowości, szóstka – najmniejsze. A siódemka, co tu dużo mówić, siódemka to rumuński koniec świata. Znany również jako misja iks-iks-siedem.

Szutrowe drogi, na drogach konie i krowy, owce i kozy, osły, woły i bawoły, drogi bez pasów, drogi bez poboczy, drogi, na których granica między jezdnią a polem bywa umowna. Furmanki bez świateł, ulice bez nazw, domy bez numerów. Dobrze, gdy trafi się zasięg, można zadzwonić do adresata i zapytać o kierunek. Wsie, w których życie toczy się tak wolno, tak nieżyciowo i tak leniwie, że nawet chmury kurzu podnoszone przez koła kurierskich busów nie chcą opadać na niby-drogi.

Tak wygląda doręczanie paczek w Rumunii iks-iks-siedemW świadomości (i w podświadomości) każdego, kto zetknął się ze sztuką przemieszczania przesyłek po Rumunii, kilka takich siódemek zajmuje szczególne miejsce. 

Chyba każdy rumuński kurier wolałby sam dostać list z urzędu skarbowego, niż zawieźć przesyłkę do wsi Letea, kod 827017, gmina C.A. Rosetti, okręg Tulcza. Choć mówienie o wsi może tu być wyolbrzymieniem. Osada, przysiółek, to prędzej. A więc wieś-nie-wieś Letea w Delcie Dunaju (4 metry nad poziomem morza), na skraju puszczy o takiej samej nazwie, jest jednym z najbardziej egzotycznych i jednocześnie najbardziej niedostępnych miejsc w Rumunii. W Polsce nie ma bodaj skupiska zabudowań, które na stałe byłoby zamieszkałe przez ludzi, a które jednocześnie leżałoby tak daleko od cywilizacji. Nie od stolicy, nie od dużego miasta, nie od małego miasta – od miasta w ogóle, miasta jakiegokolwiek, choćby i jakiejś prowincjonalnej mieściny z szóstką w kodzie!

Do Letei można dotrzeć jedynie drogą wodną, mierzącym kilkadziesiąt kilometrów traktem rzecznym, najpierw jedną z trzech odnóg Dunaju (środkową), które wpadając tu do Morza Czarnego, tworzą majestatyczną deltę, a następnie wiodącymi wśród trzcin i tataraków dunajskimi kanałami porośniętymi wodną lilią. Dla ścisłości, do Letei można dotrzeć również częściowo lądem, drogą – powiedzmy ładnie – polną, furmanką, z oddalonej o około dwadzieścia kilometrów nadmorskiej Suliny. Lecz Sulina położona jest również nad Dunajem i dostać się do niej można znów tylko rzeką, przemierzywszy trasę sześćdziesięciokilometrową.

Wiadomo, gdzie diabeł nie może, tam pośle kuriera. Kuriera i kamerę Google. Trasę dojazdową do Letei można od niedawna zobaczyć w Street View ©. Jej sfotografowanie było niemałym wyzwaniem, kamera podróżowała głównie prymitywną motorówką oraz wozem ciągnionym przez dwa konie, jednak efekt jest imponujący.

Zdjęcia: © Google, 2020